Narzuciłam kaptur czarnej, znoszonej bluzy i jak codziennie wyszłam z domu kierując się na pobliską polane. Uciekałam tam zawsze, gdy czułam wewnętrzna pustkę a to zdarzało mi się dość często. Rozsiadłam się na mokrym kamieniu. Ulewa przeszła w mżawkę, która lekko moczyła mi włosy wystające z pod kaptura. Nikt oprócz mnie nie zna tego miejsca. Siedzę tutaj zazwyczaj bezcelowo. Wyobrażam sobie sceny rodem z Zmierzchu, które mogły wydarzyć się w tym miejscu. Walki wilkołaków z wampirami, szabaty czarownic. Może przedawkowałam książki fantastyczne?
Od kilkunastu dni czuje na sobie spojrzenie, lecz gdy rozglądam się w poszukiwaniu obserwującej mnie osoby nikogo nie widzę. Mam wrażenie, ze każdej nocy ktoś lub coś siada na końcu mojego łóżka i bacznie mnie obserwuje, sprawdza czy śpię i nic mi nie grozi. Paranoja prawda? Z rozmyśleń wyrwał mnie powiadomienie przychodzącej wiadomości. Szybko odblokowałam ekran komórki
"Nie będzie mnie dziś, wiec nie mogę cie podwieźć. Przepraszam i kocham Ash xx"
Świetnie.
#
Wpadłam do uniwersytetu cała przemoczona. Skierowałam się w kierunku szatni, oddałam płaszcz po czym ruszyłam pod sale. Moje ulubione miejsce na tyle było wolne w pospiechu zajęłam je wyciągając notes do robienia notatek, których i tak pewnie nie zapisze. Po piętnastu minutach od mojego wejścia zjawił się nauczyciel. W końcu zaczął prowadzić lekcje, która mnie zainteresowała. Uwielbiałam tematy o sztuce starożytnej Grecji. Od zawsze interesowali mnie bogowie, od małego chciałam być jak afrodyta niestety los zachciał inaczej. Brunetka o niebieskich podkrążonych oczach, sinych ustach i poodgryzanych paznokciach - afrodyta XXI. Przez resztę lekcji patrzyłam tępo w drewniane drzwi w nadziej, ze pomimo wiadomości dziś się pojawi. Od tygodnia nie widziałam już burzy złotych loczków i słodkich dołeczków. Brakowało mi naszych wspólnych wieczorów, wypadów z przyjaciółmi. Jakaś magiczna siła kazała mi to zakończyć, mówiła, że skończy się to źle, lecz ja uparta dalej w tą brnęłam. Z czasem żałowałam swojego wyboru.
Nagle drzwi otworzyły się a ja niezwłocznie popatrzyłam w ich stronę. Niestety to nie był Irwin. Zrezygnowana wróciłam do bezcelowego bazgrania po zeszycie.
- Czyżby nowy uczeń? - spytał nauczyciel.
- Tak. Dylan Callaway. - zaraz po wypowiedzianych słowach przeszedł mnie ogromny dreszcz. Zdezorientowana spojrzałam na chłopaka. Jego brązowe tęczówki dokładnie skanowały moją twarz, szukając najmniejszego okazu szoku lub zdziwienia. Czyli on też to poczuł.
#
Cały dom wypełniał przecudowny zapach domowego ciasta. W pośpiechu zdjęłam trampki po czym powędrowałam do kuchni. Drewniane, ciemne meble z żółtymi witrażami zamiast szyb wypełniały całe pomieszczenie.
- Cześć. - cmoknęłam babcie w policzek.
- Witaj Katie. Wydarzyło się dziś coś ciekawego? - spytała podejrzliwie.
- Eee...nie. Jak zawsze szara codzienność. - chwyciłam gorący kawałek ciasta.
- Chcesz zatruć sobie żołądek? Odłóż to ciasto, niech wystygnie. - skarciła mnie.
- A może chce się zatruć, hym?
- Nie żartuj sobie młoda panno. Ach! O mały włos bym nie zapomniała, zatrudniłam sprzątaczkę. Codziennie będzie tutaj przychodzić, więc nie przestrasz się.
- Po co? - zakrztusiłam się wypiekiem.
- Nie radzę sobie z porządkowaniem tego całego domu. Z resztą ty też mi nie pomagasz.
- Mówiłam, żebyś go sprzedała.
- Nie mogę kochanie, wiesz o tym. - widziałam, że się spięła.
- Ale dlaczego?
- Przekonasz się w swoim czasie. - wyszła z pomieszczenia. - I mam jeszcze jedną wiadomość dla ciebie. - głowa ukazała się w drzwiach drzwi.
- Jaką?
- Ktoś przysłał ci kwiaty.
- Co?! - wybiegłam z pokoju.
- Idź do pokoju. - szeroko się uśmiechnęła.
Bez wahania wbiegłam po schodach na najwyższe piętro. O mały włos nie wyważyłam drzwi. Na samym środku drewnianego, łóżka leżało kilka fioletowych kwiatów datury. Wpatrywałam się w kolorową roślinę po czym chwyciłam jeden z kwiatów, zeszłam z nim na duł.
- Wiesz może kto to przyniósł? - oparłam się o framugę drzwi.
- Pewnie jakiś anioł. - znów się uśmiechnęła.
- Anioł?
- Datury mogłyby służyć za trąbki orkiestrze aniołów. Sama zobacz jak wyglądają.
Rzeczywiście miała rację, wyglądały jak instrument.
- Ale anioły nie istnieją babciu. - wywróciłam oczami.
- Nagle w to nie wierzysz? Nikt nigdy tego nie potwierdził kochaniutka.
Wyszłam z pokoju głęboko zastanawiając się nad słowami babci.
A jeśli ma racje?
Jeśli wszystkie fantastyczne stworzenia żyją?
✖ ✖ ✖
Zmusiłam się do napisania tego pierwszego rozdziału i mam nadzieje, że wyszedł mi dość dobrze.
Co do zwiastunu, on jedynie ukazuję połowę fabuły opowiadania ;)